Wziąłem się za bary z tym tytułem bo to przecież najlepszy slaszer tego dziesięciolecia. Lepsza może być tylko Bayonetta 3....
Intro
jest przekozackie...ot typowy przedświąteczny dzień, pół nagie panny na
szpilkach, którym nie przeszkadza mróz i murzyn w kabriolecie. Typowe.
Zacząłem się przyglądać bliżej i zadawać sobie pytanie: Co sprawia, że ta gra wygląda tak dobrze i jest taka szybka?
Przede
wszystkim jest to tempo gry, ponieważ tylko w kilku miejscach mamy
swobodę ruchu a pozostała gra to podróż od jednej walki do drugiej.
Przyjrzyjmy się temu bliżej.
Od
samego początku jesteśmy ograniczeni przez teren działań, który jest
jednocześnie areną. Pierwsza walka na odrzutowcu i pociągu dzieje się na
małym terenie i jesteśmy ograniczeni niewidzialnymi ścianami. Dopiero
kiedy mamy pierwszy raz możliwość przespacerowania się po fragmencie
nadmorskiego miasteczka zauważymy, że otoczenie jest ciosane z prostych
kanciastych elementów obłożonych płaskimi jak modelki teksturami.
Wszystko tu jest płaskie a więc teoretycznie zabiera mniej mocy
obliczeniowej konsoli.
O okropnych ząbkowanych cieniach nawet nie wspomnę bo to bolączka WiiU, która jest widoczna w niemal każdej grze. Screen poniżej. Wszyscy dobrze wiemy, że antialiasing i zmiękczanie cieni mocno obciąża układ graficzny.
Tak
więc tekstury są płaskie i powtarzalne – miejscami nawet
niskorozdziałkowe a wszystko to okraszone brakiem antialiasingu co
znacząco podnosi stabilność płynności choć zdarzały się spowolnienie
przy zmasowanej licznie przeciwników. Jeśli miałbym przyrównać do czegoś
tekstury to od razu kojarzą mi się gry sprzed 10 lat kiedy to direct x
9.0c był w pełnym rozkwicie. Jest mocno past genowo.
Gra
aby zaoszczędzić na obliczeniach nie przejmuje się przenikaniem
obiektów i tak zakładając długie ostrza Bayonetta tnie sobie nogi idąc
(screen poniżej)„przyczajonym krokiem”. Czasami utknie w jakieś beczce
albo przeniknie przez płachty i flagi a to wszystko dla 60 fps. Poza tym
przenikanie przez przeciwników to normalka zwłaszcza wtedy gdy
posiadają oni jakieś wystające elementy (zboczuchy nie te elementy) typu
pióra jakieś macki itp.
Bayonetta
jest jakby w innym wymiarze co również można tłumaczyć oszczędnością bo
ludzie ukazani są jako przeźroczysta poświata (oszczędność na
teksturach zwiększająca płynność gry)
Sama
gra to korytarzowiec a otwarty świat jest bardzo oszczędny w formie.
Lokacje są małe a podróżujemy pomiędzy nimi przez wąskie długie
korytarzowe poziomy. Walki odbywają się na małych arenach przeważnie
okrągłych. Po wkroczeniu do kolejnego pomieszczenia natychmiast zamykają
się za nami drzwi i wczytuje się kolejny przeciwnik. Dodatkowo
proporcje są zawsze zachowane (pewnikiem aby nie obciążać procesora) –
jeden bardzo duży przeciwnik, dwóch dużych przeciwników, trzech lub
czterech średnich i do dziesięciu małych nigdy w innej konfiguracji.
Zbyt duży natłok maszkaronów za bardzo obciążyłby procek.
Sądzę
również, że powtarzalność tekstur nie tylko wpływa na płynność ale i na
prędkość wczytywania bo gra wgrywa się błyskawicznie.
Mocno
pastgenowa oprawa ginie gdzieś w natłoku akcji, ale już podczas
pierwszego przejścia dostrzega się wymienione przeze mnie rzeczy.
Czy
ja narzekam...wręcz przeciwnie, po prostu lubię grzebać, psuć gry,
szukać okazji do gliczowania. W Bayonetcie 2 tych okazji trochę jest ale
nie tyle co w Watch Dogs hehehe.
Reasumując
w grze obcięto i usunięto co wydawało się zbędne a pozostawiono samą
akcję, skupiono się na niesamowitych kombosach i wrogach. Mimo
wszystkich cięć gra potrafi czasem zwolnić przy natłoku efektów, a
panujący chaos utrudnia zorientowanie się w sytuacji i w tym wypadku
platynowanie wydaje się być skazane na porażkę. W gąszczu smug trudno
dojrzeć cokolwiek a w tym czasie dostajemy fangę w pysk i już po
platynie.
Bayonetta 2 to dobra gra a ja jestem grającym inaczej.
Aha
– niewidzialne ściany, w tej grze. To już taki post scriptum.
Niewidzialne ściany są rozmieszczone w tak bezsensownych miejscach, że
ten kto je projektował musiał robić to losowo metodą na rzutka – ot
rzucił sobie w mapę poziomu wiszącą na ścianie i tam gdzie padło tam
walnął ścianę.
Pozdrawiam i idę psuć Mario Kart 8.
Komentarze
Prześlij komentarz